wtorek, 3 lutego 2015

przepraszam

blog zostaje przeniesiony na wattpad:
http://www.wattpad.com/story/32072549
zaczne wszysko od początku publikować i mam nadzieje, że mimo tej długiej przerwy ktoś tutaj zajrzy i zobaczy to xxx

wtorek, 16 września 2014

#5

Ronnie dziś wyjechała. To było dla mnie smutne. Znałyśmy się kilka dni, jednak zdążyła ją polubić. W rodzinie zastępczej będzie szczęśliwa.
A czy ja będę? O ile w ogóle ktoś będzie mnie chciał? Jak to wygląda, gdy ktoś cię adoptuje?
Mijały kolejne tygodnie, aż uzbierał się miesiąc. Co robiłam? Właściwie to nic. Zaczęłam pisać pamiętnik, ale co on mi daje? Tak właściwie to nic. Za dużo przez niego myślę. Tęsknie za bratem i rodzicami. Zastanawiam się czemu ciocia Brooklyn nie mogła się mną zająć...?
-Chanel?-ktoś pomachał mi ręką przed twarzą.-Możemy porozmawiać?
To tylko Effie,
-Oczywiście-wymusiłam uśmiech.
Wstałam z kanapy w salonie i poszłyśmy do gabinetu jej oraz Matt'a. Zauważyłam też, że coś pomiędzy nimi jest. Ciekawe czy Sue wie...Lepiej żeby nie, nie chce aby miała złamane serce...ale przecież ona nawet go nie kochała ani nie kocha. Brooks spokój.
-Mam dobrą wiadomość, pewna para, małżeństwo przed trzydziestką jeszcze chcą cię adoptować-powiedziała na jednym wdechu.
Zatkało mnie. Ale jak to? Przecież za dziesięć miesięcy będę miała osiemnaście lat. To są jakieś żarty.
-Powtórz, bo chyba się przesłyszałam-wreszcie mogłam coś wykrztusić.-Ja? Nie napewno? Ale jest tyle osób do adoptowania. Maluchy nie mają matek , a ja za jakiś czas mogłabym mieszkać sama. A nie, że jakaś para chcemnie adoptować.
-Ale Alexandra I Simon są bardzo mili. Na pewno ich polubisz. Jutro mają przyjechac, więc lepiej spakuj się już dzisaj.
Coś mrucząc, poszłam do pokoju. Zaczęłam się organizować. Rzeczy spakowałam, ubrania I pidżame naszykowałam. Gdy Sue się dowiedziała zaczęła płakać, I mówić, ze jej nikt jej nie chce.
Wyznała mi, że tego dnia kiedy przyjechałam miały się pocałować(w sensie ona I Ronnie), jednak im przerwałam. Blondynka jest zakochana na zabój, ale wcześniej bała się przyznać.
Matt nie chce powiedzieć, gdzie teraz jest nasza stara współlokatorka, a Effie odchodzi nic nie mówiąc. Ponieważ Sue będzie pełnoletnia za dwa tygodnie to ma zamiar ją odnaleźć. Zanim pojade muszę im pomóc.
W nocy, gdy wszyscy spali zakradłam się do gabinetu opiekunów I przeczytałam, że dziewczyna jest w miejscowości...Camberra, położonym daleko od nas. Rano oznajmiłam to mojej już byłej współlokatorce.
Za pół godziny będą tutaj moi nowi opiekónowie. Spędziłam tutaj tyle tygodnii. Całe wakacje. Minęły. Będę za tym tęskonić.
-Chanel, jestem Alex, a to Simon.
Obróciłam sie i zobaczyłam średniego wzrostu brunetkę, o kasztanowych włosach do pasa, pięknych miodowych oczach i wielkim uśmiechu. Obok stał mężczyzna z niewielkim zarostem, takich samych oczach. Był wyższy od kobiety o dwie głowy, a jego uśmiech był równie piękny co jej. Para idealna czy jak? Szkoda tylko, że ona nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia pięć, a on dwadzieścia siedem.
-Dzień dobry-przywitałam się.
Oni uśmiechnęli sie jeszcze szerzej(zaraz się coś stanie jak nie przestaną się tak szczerzyć.)
Potem wzięliśmy moją walizke I ostatni raz spojrzałam na sierociniec w Malbourne.
Wydaje mi się, że Alex i Simon są dość bogaci. Nie każdego stać na takie BMW(dokładnej nazwy nie znam) jakie oni mają...cholera...znowu BMW...to takie same jak wtedy, gdy...
Wsiadłam szybko do auta, żeby moi nowi...rodzice nie zauważli moich łez. Widziałam ich zdziwnenie, ale teraz to mało ważne.
Nie odzywaliśmy się do siebie podczas jazdy. Gdy byliśmy na miejscu przekonałam się, że na sto procent są bogaci! Wielka, cholerna villa! Z pięknym ogrodem, w garażu mogłyby się zmieścić jeszcze cztery auta. I ja mam z nimi mieszkać! Mogliby założyć piekną rodzinę z jakimś małym dzieckiem...jak ja mogę narzekać. Jeszcze dwa miesiące temu cały czas płakałam, prawie doszło do mojego samóbójstwa i inne złe... Może mi się to teraz wynagrodzi?
-Twój pokój jest na górze-powiedziała kobieta.-Pokazać ci gdzie?
Skinęłam głowa I wzięłam jedną z moich dwóch walizek. Poszliśmy na góre i otworzyły się drzwi do mojego małego Edenu. Wielki pokój, ściany pomalowane na grejfrutowy i berzowy, nad łówkiem napis ,,I will change your life”, biurko, szafa, szafka, dwie pary drzwi jedne do łazienki, drugie do garderoby. Mam tutaj podobne rzeczy co w starym domu. Nawet parapet z poduszkami jest!
-Podoba ci się?-spytał Simon.
-Tak, prosze pana-uśmiechnęłam się.
-Możesz mi mówić Simon-powiedział.-Albo ,,tato”
Nie tak szybko. To dopiero pierwszy dzień tutaj. Będę na niego mówić Simon, a na nią Alex. I wszyscy szczęśliwi.
Po chwili zostawili mnie samą. Podeszłam do walizki I zaczęłam się rozpakowywać. Gdy otowarzyłam szafe zobaczyłam, ze jest tam mnóstwo nowych ubrań. Cholera jak oni są bogaci? Te rzeczy musiały kosztowac majątek. Nie mogę uwierzyć, ze to życie będzie tak przypominać to staro.

Miałam problemy z przepisaniem tego rozdziału, więc przepraszam c:

niedziela, 31 sierpnia 2014

#4

Miałam straszny sen. Śniło mi się, że moi rodzice umarli, a raczej zginęli w wypadku, razem z Deanem i dzieckiem, a ja zamieszkałam w domu dziecka. To było przykre.
Otworzyłam oczy.
To jednak nie sen.
-Hej Chanel-blondynka uśmiechnęła się do mnie.-Jak się spało w nowym miejscu?
-Dobrze, nawet dobrze. A tobie?-odpowiedziałam uprzejmie.
-Tak jak zawsze-wzruszyła ramionami.-Czyli bez zbędnych wydażeń.
Podeszłam do mojej nierozpakowanej walizki i wyciągnęłam jakieś rurki oraz bluzkę. Gdy niebieskooka to zobaczyła powiedziała, że mogę się rozpakować, bo jedna z trzech szaf jest moja. Powiedziała też, że w Perth jest bardzo gorąco i, że ugotuje się w tych ubraniach, więc wzięłam czarną koszulkę z białym nadrukiem, miętową spódniczkę w koronkę, balerinki i okulary przeciw słoneczne.
-Wstałaś już!-krzyknęła Ronnie.-Oprowadzimy cię po mieście, chociaż nikt nie wie jak długo tutaj będziesz, bo od jutra zaczynają się adopcje, więc tylko w niedziele jest spokój. A ponieważ wczoraj przyjechałaś bardzo późno, to czas nadrobić zaległości!
I wtedy zaburczało mi w brzuchu, na co dziewczyny wybuchły śmiechem i powiedziały, że zaraz będzie śniadanie. Poszłyśmy na nie.
Kilka osób przedstawiło mi się, ale usiadłyśmy we trójkę.
Zobaczyłam Effie, więc jej pomachałam, a ona odwzajemniła gest.
-To Matt-Sue spuściła głowę.-Nie chce żeby mnie teraz zobaczył.
On mimo wszystko jednak podszedł do nas. Nie spodziewałam się kogoś takiego. Wysoki brunet, o pięknych brązowych oczach, wielkim uśmiechu i...brodą. Jest naprawdę przystojny. Dlaczego, więc okazał się takim dupkiem i zerwał z moją współlokatorką? Wydaje się być naprawdę miły.
Pozory mylą Chanel.
-Cześć-przywitał się.-Mogę się dosiąść?
-Hej-odpowiedziała czerwonowłosa.-Tak, jasne. Siadaj.
Matt usiadł i popatrzył na mnie zdziwiony.
-My się chyba nie znamy-wyciągnął do mnie dłoń.-Matt, opiekun.
-Chanel Brooks-uścisnęłam ją.
Jak to opiekun? Sue umawiała się z opiekunem? Ale on jest jakieś dziewięć lat starszy, znaczy nie wiem ile oni mają, ale ona wygląda na jakieś szesnaście-siedemnaście, a on na dwadzieścia sześć, albo siedem. Ale podobno miłość nie wybiera.
-Zwrócił się do blondynki?
Ona skinęła głową, odeszli i zaczęli rozmawiać na polu. Widziałam przez szybę, że to była spokojna rozmowa, a na koniec się przytulili.
-Pewnie znowu są razem-warknęła Ronnie.
-To nie jest możliwe-uśmiechnęłam się chytrze.
-Co?
-Co?
-Ale co?
-Ale co, co?
-Udajesz głupią czy jesteś?
-Jestem-zaśmiałam się.
Resztę popołudnia spędziłam na zwiedzaniu. Co było dziwne? Jakaś para nam się przypatrywała.
Wieczorem dowiedziałam się o co chodzi.
-Ronnie, kochanie-do pokoju wszedła Effie w towarzystwie Matt'a.-Zostałaś adoptowana.
Musiałyśmy zbierać nasze szczęki z podłogi.
-Ale, ale...-jąkała się.-Jestem tutaj od zawsze. Piętnaście lat i nikt mnie nie adoptował..-zaczęła płakać.-Czy to sen?
-Nie...-odpowiedział opiekun.-Dlaczego płaczesz?
-To zły szczęścia.
Nie dziwię się jej, że płacze...po tylu latach znaleźć rodzine. Ale co z Sue? Czy jej wielka miłość zostanie tutaj, a ona wyjedzie?
To skomplikowane.
Kolejny rozdział, jak obiecałam :)

sobota, 30 sierpnia 2014

#3

Słyszałam cichy szloch, a Ronnie, która była odwrócona do mnie plecami, przez co mnie nie widziała.
-Co się stało?-spytałam.
Nie usłyszała mnie, gdyż(co dopiero teraz zauważyłam) ma słuchawki na uszach. Żeby wiedziała o mojej obecności podeszłam do niej i położyłam rękę na jej ramieniu. Wystraszyła się, popatrzyła na mnie i wyłączyła muzykę.
-Co się stało?-powtórzyłam pytanie.-Tylko nie odpowiadaj „nic”, bo nikt nie płacze od tak.
-Sue się stała-nowe łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
Machnęłam ręką, aby mówiła dalej i zaczęła mówić, co chwilę siąkając.
-Podoba mi się Sue, ale ona ma chłopaka. Wiem to dziwne. Pewnie uznasz mnie teraz za jakieś dziwadło, ale ja naprawdę wole dziewczyny i wiem też, że nigdy nie będziemy razem.wybuchła jeszcze większym płaczem.-Jeśli masz coś teraz do mnie to możesz znaleźć sobie inny pokój-wychrypiała.
Od razu zaczęłam zaprzeczać.
-Co? Nie! Ja nie mam nic do osób homoseksualnych. Dla mnie to nic nie znaczy. Miłość to miłość.
Podniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła.
-Dziękuje-przytuliła mnie.-Tylko nikomu nie mów o mojej orientacji. Na razie wiesz ty i Effie. Nie chce żeby to wyszło poza naszą trojkę.
-Dobrze.
Siedziałyśmy w ciszy. Zastanawiałam się nad uczuciami Ronnie. Może Sue jest biseksualna? Może jeszcze będą razem? A może to tylko taki czas w jej życiu? Sama nie wiem.
Ten moment przerwała nam trzecia współlokatorka. Wbiegła do pokoju i zapłakana, rzuciła się na łóżko.
-Idź się ukąp-szepnęłam.-Ja z nią porozmawiam.
Skinęła głową, a ja podeszłam do blondynki i zadałam to samo pytanie trzeci raz dzisiaj:
-Co się stało?
-Matt ze mną zerwał-zapłakała gorzko.-Jestem beznadziejna. A najgorsze jest to, że w ogóle go nie kochałam! Nie podobał mi się. A i tak się przejmuje.
-Wróć...co?-zdziwiłam się.-Jak to go nie kochałaś? To po co z nim byłaś?
-Ja nie wiem! Nie miałam serca mu odmówić, był moim najlepszym przyjacielem, a potem nie chciałam kończyć tej znajomości, więc się zgodziłam. To było logiczne, że jak się nie zgodzę to będzie inaczej-pod sam koniec głos znowu się jej załamał.
-A podobają ci się chociaż chłopcy?-uniosłam brew do góry.-Czy raczej gustujesz w dziewczynach?-przygryzłam wargę, ale sekundę później przypomniałam sobie, że miałam przestać.
-Nie wiem-szepnęła.-I to, i to. Ja chyba jestem bi.
-A podoba ci się jakaś dziewczyna?
Serce mi zamarło przy oczekiwaniu na odpowiedz. Gdy odpowiedziała, że nie, wcale mi nie ulżyło. Gdyby była zakochana w Ronnie byłoby łatwiej. Mogłabym je razem umówić czy coś, a potem nie wiem. Spawa jakoś by się toczyła dalej. Ale skoro Sue nie ma nikogo na oku to też jest łatwo.
-Dobrze-wstałam z jej łóżka.-Idź już spać-przykrywam ją kołdrą.-Dobranoc.
-Branoc.
Poszłam do swojego łóżka, kładę się i zamykam oczy.
Zmęczona wydarzeniami z dzisiejszego dnia i nowinami po prostu zasypiam.
Nawet nie mam czasu pomyśleć o rodzinie. Rzadko mi się to zdarza, zawsze poświęcam im kilka minut. Szkoda, że zawsze doprowadza mnie to do płaczu. Już nawet nie chodzi o mnie i szramę, tylko o to, że za nimi tęsknie, brakuje mi ich.
Mojego wkurzającego brata Dean'a, mamy, która co chwilę mnie poucza, taty z którym zawsze mogłam pogadać.
Dopiero teraz widzę, że oni to wszystko robili dla mojego dobra...
Przez całą noc meczą mnie koszmary. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę się wybudzić.


Ten jest bardzo krótki, więc jutro dodam #4 :)
I tak przy okazji to zapraszam na: http://pure-luke-hemmings.blogspot.com/#_=_  (umrzecie czytając to XD ten blog jest zajebisty <3) oraz  http://clifford-fanfiction.blogspot.com/

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

#2

Wyszłam z samolotu zasapana. Pani opiekunka kazała mi do siebie mówić Effie. Chyba ją polubię i zacznę się do niej odzywać. Ale ona mówi, że rozumie moje milczenie i szok.
Dojechałyśmy do sierocińca w około piętnaście minut. Mój sen wystraszył mnie jak cholera. A co jeśli naprawdę mnie tam nie polubią? Albo od razu znienawidzą? Nie zaakceptują? Będę wyrzutkiem ich społeczeństwa?
-Effie-szepnęłam.
Kobieta szybko się do mnie odwróciła. Jest pewnie zdziwiona, ze się odzywam.
-Boję się tam wejść-przyznałam ze wstydem.
-Nie masz do tego powodu. Ludzie są bardzo mili. Wpasujesz się.
Drzwi nie są takie duże jak we śnie, a w środku panuje cisza. Kompletna i paniczna cisza.
-Zaprowadzę cię do pokoju, tam poznasz Ronnie i Sue.
Gdy szłyśmy nasze kroki roznosiły się echem.
-Sue?-spytałam o osobę, której imię zostało wcześniej wymienione.
-Tak-Effie przytaknęła.-Będziecie razem mieszkać. Nie mówiłam ci?
-Nie, powiedziałaś mi tylko o Ronnie.
-Aha...zaraz obie poznasz
Stanęłyśmy przed pokojem z numerem sześć.
-Ronnie, Sue-zapukałyśmy.-Możemy wejść?
Przez chwilę była cisza, ale potem usłyszałam szemranie rzeczy. Chwilę później w drzwiach pojawiła się dziewczyna z czerwonymi włosami i w sukience.
Tak, ona ma czerwone włosy!
-Cześć Effie-przywitała się.-Ty jesteś Chanel?-pisnęła, gdy mnie zobaczyła.
-Jest trochę nieśmiała-brunetka poklepała mnie po plecach.
Posłałam obu uśmiech i spuściłam głowę.
-Wejdźcie-usłyszałam inny dziewczęcy głos.
Przede mną stały teraz dwie śliczne dziewczyny. Jedna z czerwonymi włosami, brązowymi oczami, a druga blondynka o niebieskich oczach. Obie mają typową urodę, chociaż coś je wyróżnia.
Są inne.
Weszłyśmy do pokoju o średniej wielkości, ze ścianami pomalowanymi na fioletowo, trzeba łóżkami i szafami, jednym biurkiem i krzesłem. Farba nieco odchodziło, a sufit zbrudził się na tyle, że teraz jest szary. Jak oni do cholery zbrudzili sufit?! Mam nadzieję, że to jest jedyna dziwna rzecz tutaj.
-To ja was zostawię-ciemnooka opuściła pomieszczenie.
Co? Nie! Nie zostawiaj mnie!
-A więc-cisze przerwała blondynka.-Jestem Sue, a to Ronnie. Miło nam cię poznać.
Chyba czas przełamać pierwsze lody.
-Jestem Chanel, ale to już wiecie. Będziemy razem mieszkać prze jakiś czas, ale to też wiecie. Nie wiem czy macie jakieś pytania do mnie to zapraszam.
To była największa ilość słów jaką wypowiedziałam od wyprowadzki z New York.
Aż im szczęki opadły.
-Masz śliczne imię-pochwaliła Sue.
Wtedy tak jakby Ronnie przygasła.
-Ja już pójdę, bo umówiłam się z Matt'em. Więc przepraszam-wyminęła mnie.-Pa.
Nie wiedziałam co powiedzieć, czerwonowłosa też.
-No i nastała niezręczna cisza-zażartowałam.
Dziewczyna zaśmiała się z mojego żartu.
-Jest już dość późno, jeśli nie chce czekać w długiej kolejce do łazienki to polecam już iść się kąpać-zaczęła zbierać jakieś rzeczy z ziemi.-I przepraszam za ten bałagan.
-Jest ok-wymusiłam uśmiech.-Gdzie są łazienki?
-Prosto korytarzem i są oznaczone.
Wyciągnęłam pidżamę i inne rzeczy aby się ukąpać.
Nie będę ukrywać, że jestem dość skrępowana całą tą sytuacją. Tutaj jest trochę dziwnie.
Po wykonaniu wszystkich czynności, cicho przeszłam do naszego pokoju. Drzwi nie wydały żadnego dźwięku, gdy je otworzyłam.
To co zobaczyłam w środku zaskoczyło mnie.


 Wiem rozdział miał być w sobotę, ale uznałam, że dodam już dzisiaj :) Jeśli będzie 4 komentarze to dodam rozdział 3 x

środa, 13 sierpnia 2014

#1

Całe życie mieszkałam na przedmieściach Manhattanu. A teraz muszę opuścić mój rodzinny dom, bo nie mogę go już tak nazwać. Podobno, że gdzie rodzina tam i dom, ale ja ja już nie mam domu. Jestem sierotą. Nic nie wartym dzieckiem, którego nikt nie chce.
Na razie mam zamieszkać w Domu Dziecka. Tak bardzo się boje. Czego tak właściwie? Tego co zawsze-braku akceptacji. To nie byłby pierwszy raz.
 Ból po stracie rodziny słabnie. Zaczęłam już normalnie jeść, pić i zachowywać się. Ktoś mi powiedział, że mogę przez to umrzeć. Ale ja nie chce umierać. Mimo tego całego bólu chce żyć.
Moje odruchy wróciły. Już tylko pozostała pustka w moim sercu. Ale nie płacze już tak dużo. Zachowuję się normalnie. Normalnie, albo przynajmniej w połowie. Nie mogę się pogodzić z okropną szramą, ale wygląd to tylko...wygląd. Nic takiego. Uroda i tak przeminie. Ale to co w duszy pozostanie na zawsze.
-Gotowa?-jedna z opiekunek pomogła mi wziąć jedną z dwóch moich walizek.-To trochę daleko, ale raczej nie masz problemów lokomocyjnych?-posłała mi uśmiech.
Nie odezwałam się ani słowem. Chciałam się pożegnać z New York w ciszy. Tak po prostu milczeć.
Co czułam? To samo co co od kilku tygodni. Moja głowa wydaje się być pełna myśli, ale tak naprawdę to nie mam o czym myśleć. Noce nieprzespane dały mi mnóstwo czasu do myślenia. Wydaje mi się, że przez to wszystko popadam w coś w rodzaju depresji...a może tylko mi się wydaje.
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Cały czas słuchałam piosenek na mojej małej MP3.
Pani opiekunka opowiadała mi jak jest w domu dziecka, powiedziała, że będę miała pokój z Ronnie.
Zasnęłam.
-Chanel-ktoś zaczął mnie delikatnie szturchać w ramie.-Jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam jakąś kobietę. Dopiero teraz przypomniałam sobie co się stało. Od razu posmutniałam. A liczyłam, że to tylko moja wyobraźnia. Jednak naprawdę mam teraz zamieszkać w Domu Dziecka...z daleka od Manhattanu.
Szybko odtworzyłam w głowie to co sobie obiecałam.
Będę silna, nikt nie może mnie zniszczyć.
Gdy byłyśmy na miejscu dowiedziałam się o innych rzeczach, które zostały pominięte.
Na przykład to, że moje „więzienie”jest ogromne, a za nim dzieci biegają po świeżo skoszonej trawie. Cały budynek jest szary, w oknach zasłony, a całe to...wszystko wydaje się strasznie smutne.
-Proszę-kobieta otworzyła drzwi razy większe od niej.
Ze środka było słychać płacz dzieci. Gdy postawiłam pierwszy krok wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie.
Czuję się bardzo skrępowana tą sytuacją. Co ja takiego zrobiłam? No tak. Jestem tą „nową”. Dziwoląg. Niechciana w ich towarzystwie.
-Moi drodzy!-głos tek kobiety, którą zobaczyłam gdy się obudziłam rozniósł się po całym budynku.-To jest Chanel Brooks, nasza nowa domowniczka.
Czy ja mam się teraz odezwać? Powiedzieć coś? Chyba jestem zbyt nieśmiała na taki krok. Przecież tutaj jest około pięćdziesiąt osób.Dalej Chan, dasz rade.
-Hej-przywitałam się cicho.
Nagle w sali rozległo się szeptanie.
Wyłapywałam niektóre słowa...czasami zdania.
-Ale ona nie...
Ale ja nie, co?!
Nie usłyszałam co dalej, bo już słyszałam kolejne:
-Widziałeś jej...
Moje co?!
-Żałosna...
Szepty przerodziły się w krzyk.
Mój krzyk.
-Kochanie-znowu ktoś zaczął mnie szturchać.-Chyba miałaś zły sen.
Przytaknęłam powoli głową i popatrzyłam na panoramę za oknem.
To nie jest pierwszy raz kiedy lecę samolotem, ale zawsze mnie to zachwyca.
Widok jest piękny. Te największe budynki i najbardziej kolorowe najlepiej widać.
Głos stewardessy oznajmia, ze jesteśmy na miejscu.
Witamy w Australii.
_________________
Witam na moim blogu :)
Wczoraj(albo raczej dzisiaj w nocy) dodałam prolog, więc teraz postanowiłam dodać już 1 rozdział. Wiem, że są dość krótkie, ale staram się jak najbardziej je przedłużyć. Później będą dłuższe, jednak teraz to dopiero początek :)
Jeśli macie jakieś pytania, hejty, chcecie wyrazić swoją opinie i inne to zapraszam na aska poświęconego Scar lub mojego Twittera
Ja nie gryzę :D
Mam nadzieję, że chociaż trochę zainteresowała was ta historia!
See u soon x
Doni :)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Prolog

Było już późno w nocy. Pewna rodzina wracała z wakacji.
Pogoda niezbyt im sprzyjała. Była burza, z piorunami.
-Puść mnie-warknęła starsza dziewczyna.
Było już bardzo zirytowana zachowaniem swojego trzynastoletniego brata. Miała go dość cały czas uprzykrzał jej życie, a ona nie mogła go już znieść.
Z przodu za kierownicą siedział ich tata, który był zmęczony, jednak nie chciał prosić żony aby to ona prowadziła,gdyż wiedział, że nie może się przemęczać, zważywszy na jej siódmy miesiąc ciąży. Ona prosiła aby jednak pozwolił jej prowadzić, co tylko doprowadziło do ich kłótni.
Po chwili dzieci zaczęły się ze sobą kłócić o jakiś błahy temat. Chłopiec po prostu się nudził, a dziewczyna chciała aby brat ją zostawił, chciała w spokoju posłuchać muzyki.
-Ale ty jesteś żałosny-warknęła.
-A ty idiotyczna.
-Debil.
-Tapiciara.
-Odszczekaj o gówniarzu!
W tym momencie kobieta odwróciła się do nich i krzyknęła:
-Przestańcie się kłócić. Czy chociaż na chwilę nie może być ciszy!?
I wtedy krzycząc, zwinęła się z bólu, co odwróciło uwagę jej męża od drogi.
-Kochanie-chwycił jej rękę.
Na ich nieszczęście z naprzeciwka nadjechało BMW, którego kierowca był pod wpływem alkoholu.
Auta zderzyły się. Rodzice i pijany kierowca umarli na miejscu.
Chłopak w ciężkim stanie wraz z siostrą trafił do szpitala.
I wtedy zerwała się wiatr, a wszystkie głosy ucichły.
Pozostała pustka.