blog zostaje przeniesiony na wattpad:
http://www.wattpad.com/story/32072549
zaczne wszysko od początku publikować i mam nadzieje, że mimo tej długiej przerwy ktoś tutaj zajrzy i zobaczy to xxx
wtorek, 3 lutego 2015
wtorek, 16 września 2014
#5
Ronnie dziś
wyjechała. To było dla mnie smutne. Znałyśmy się kilka dni,
jednak zdążyła ją polubić. W rodzinie zastępczej będzie
szczęśliwa.
A czy ja będę? O
ile w ogóle ktoś będzie mnie chciał? Jak to wygląda, gdy ktoś
cię adoptuje?
Mijały kolejne
tygodnie, aż uzbierał się miesiąc. Co robiłam? Właściwie to
nic. Zaczęłam pisać pamiętnik, ale co on mi daje? Tak właściwie
to nic. Za dużo przez niego myślę. Tęsknie za bratem i rodzicami.
Zastanawiam się czemu ciocia Brooklyn nie mogła się mną zająć...?
-Chanel?-ktoś
pomachał mi ręką przed twarzą.-Możemy porozmawiać?
To tylko Effie,
-Oczywiście-wymusiłam
uśmiech.
Wstałam
z kanapy w salonie i poszłyśmy do gabinetu jej oraz Matt'a.
Zauważyłam też, że coś pomiędzy nimi jest. Ciekawe czy Sue
wie...Lepiej żeby nie, nie chce aby miała
złamane serce...ale przecież ona nawet go nie kochała ani nie
kocha. Brooks spokój.
-Mam
dobrą wiadomość, pewna para, małżeństwo przed trzydziestką
jeszcze chcą cię adoptować-powiedziała na jednym wdechu.
Zatkało
mnie. Ale jak to? Przecież za dziesięć miesięcy będę miała
osiemnaście lat. To są jakieś żarty.
-Powtórz,
bo chyba się przesłyszałam-wreszcie mogłam coś wykrztusić.-Ja?
Nie napewno? Ale jest tyle osób do adoptowania. Maluchy nie mają
matek , a ja za jakiś czas mogłabym mieszkać sama. A nie, że
jakaś para chcemnie adoptować.
-Ale
Alexandra I Simon są bardzo mili. Na pewno ich polubisz. Jutro mają
przyjechac, więc lepiej spakuj się już dzisaj.
Coś
mrucząc, poszłam do pokoju. Zaczęłam się organizować. Rzeczy
spakowałam, ubrania I pidżame naszykowałam. Gdy Sue się
dowiedziała zaczęła płakać, I mówić, ze jej nikt jej nie chce.
Wyznała
mi, że tego dnia kiedy przyjechałam miały się pocałować(w
sensie ona I Ronnie), jednak im przerwałam. Blondynka jest zakochana
na zabój, ale wcześniej bała się przyznać.
Matt
nie chce powiedzieć, gdzie teraz jest nasza stara współlokatorka,
a Effie odchodzi nic nie mówiąc. Ponieważ Sue będzie pełnoletnia
za dwa tygodnie to ma zamiar ją odnaleźć. Zanim pojade muszę im
pomóc.
W
nocy, gdy wszyscy spali zakradłam się do gabinetu opiekunów I
przeczytałam, że dziewczyna jest w miejscowości...Camberra,
położonym daleko od nas. Rano oznajmiłam to mojej już byłej
współlokatorce.
Za pół
godziny będą tutaj moi nowi opiekónowie. Spędziłam tutaj tyle
tygodnii. Całe wakacje. Minęły. Będę za tym tęskonić.
-Chanel,
jestem Alex, a to Simon.
Obróciłam
sie i zobaczyłam średniego wzrostu brunetkę, o kasztanowych
włosach do pasa, pięknych miodowych oczach i wielkim uśmiechu.
Obok stał mężczyzna z niewielkim zarostem, takich samych oczach.
Był wyższy od kobiety o dwie głowy, a jego uśmiech był równie
piękny co jej. Para idealna czy jak? Szkoda tylko, że ona nie
wyglądała na więcej niż dwadzieścia pięć, a on dwadzieścia
siedem.
-Dzień
dobry-przywitałam się.
Oni
uśmiechnęli sie jeszcze szerzej(zaraz się coś stanie jak nie
przestaną się tak szczerzyć.)
Potem
wzięliśmy moją walizke I ostatni raz spojrzałam na sierociniec w
Malbourne.
Wydaje
mi się, że Alex i Simon są dość bogaci. Nie każdego stać na
takie BMW(dokładnej nazwy nie znam) jakie oni mają...cholera...znowu
BMW...to takie same jak wtedy, gdy...
Wsiadłam
szybko do auta, żeby moi nowi...rodzice nie zauważli moich łez.
Widziałam ich zdziwnenie, ale teraz to mało ważne.
Nie
odzywaliśmy się do siebie podczas jazdy. Gdy byliśmy na miejscu
przekonałam się, że na sto procent są bogaci! Wielka, cholerna
villa! Z pięknym ogrodem, w garażu mogłyby się zmieścić jeszcze
cztery auta. I ja mam z nimi mieszkać! Mogliby założyć piekną
rodzinę z jakimś małym dzieckiem...jak ja mogę narzekać. Jeszcze
dwa miesiące temu cały czas płakałam, prawie doszło do mojego
samóbójstwa i inne złe... Może mi się to teraz wynagrodzi?
-Twój
pokój jest na górze-powiedziała kobieta.-Pokazać ci gdzie?
Skinęłam
głowa I wzięłam jedną z moich dwóch walizek. Poszliśmy na góre
i otworzyły się drzwi do mojego małego Edenu. Wielki pokój,
ściany pomalowane na grejfrutowy i berzowy, nad łówkiem napis ,,I
will change your life”, biurko, szafa, szafka, dwie pary drzwi
jedne do łazienki, drugie do garderoby. Mam tutaj podobne rzeczy co
w starym domu. Nawet parapet z poduszkami jest!
-Podoba
ci się?-spytał Simon.
-Tak,
prosze pana-uśmiechnęłam się.
-Możesz
mi mówić Simon-powiedział.-Albo ,,tato”
Nie
tak szybko. To dopiero pierwszy dzień tutaj. Będę na niego mówić
Simon, a na nią Alex. I wszyscy szczęśliwi.
Po
chwili zostawili mnie samą. Podeszłam do walizki I zaczęłam się
rozpakowywać. Gdy otowarzyłam szafe zobaczyłam, ze jest tam
mnóstwo nowych ubrań. Cholera jak oni są bogaci? Te rzeczy
musiały kosztowac majątek. Nie mogę uwierzyć, ze to życie będzie
tak przypominać to staro.
Miałam problemy z przepisaniem tego rozdziału, więc przepraszam c:
niedziela, 31 sierpnia 2014
#4
Miałam straszny
sen. Śniło mi się, że moi rodzice umarli, a raczej zginęli w
wypadku, razem z Deanem i dzieckiem, a ja zamieszkałam w domu
dziecka. To było przykre.
Otworzyłam oczy.
To jednak nie sen.
-Hej
Chanel-blondynka uśmiechnęła się do mnie.-Jak się spało w nowym
miejscu?
-Dobrze, nawet
dobrze. A tobie?-odpowiedziałam uprzejmie.
-Tak jak
zawsze-wzruszyła ramionami.-Czyli bez zbędnych wydażeń.
Podeszłam do mojej
nierozpakowanej walizki i wyciągnęłam jakieś rurki oraz bluzkę.
Gdy niebieskooka to zobaczyła powiedziała, że mogę się
rozpakować, bo jedna z trzech szaf jest moja. Powiedziała też, że
w Perth jest bardzo gorąco i, że ugotuje się w tych ubraniach,
więc wzięłam czarną koszulkę z białym nadrukiem, miętową
spódniczkę w koronkę, balerinki i okulary przeciw słoneczne.
-Wstałaś
już!-krzyknęła Ronnie.-Oprowadzimy cię po mieście, chociaż nikt
nie wie jak długo tutaj będziesz, bo od jutra zaczynają się
adopcje, więc tylko w niedziele jest spokój. A ponieważ wczoraj
przyjechałaś bardzo późno, to czas nadrobić zaległości!
I wtedy zaburczało
mi w brzuchu, na co dziewczyny wybuchły śmiechem i powiedziały, że
zaraz będzie śniadanie. Poszłyśmy na nie.
Kilka osób
przedstawiło mi się, ale usiadłyśmy we trójkę.
Zobaczyłam Effie,
więc jej pomachałam, a ona odwzajemniła gest.
-To Matt-Sue
spuściła głowę.-Nie chce żeby mnie teraz zobaczył.
On mimo wszystko
jednak podszedł do nas. Nie spodziewałam się kogoś takiego.
Wysoki brunet, o pięknych brązowych oczach, wielkim uśmiechu
i...brodą. Jest naprawdę przystojny. Dlaczego, więc okazał się
takim dupkiem i zerwał z moją współlokatorką? Wydaje się być
naprawdę miły.
Pozory mylą
Chanel.
-Cześć-przywitał
się.-Mogę się dosiąść?
-Hej-odpowiedziała
czerwonowłosa.-Tak, jasne. Siadaj.
Matt usiadł i
popatrzył na mnie zdziwiony.
-My się chyba nie
znamy-wyciągnął do mnie dłoń.-Matt, opiekun.
-Chanel
Brooks-uścisnęłam ją.
Jak to opiekun? Sue
umawiała się z opiekunem? Ale on jest jakieś dziewięć lat
starszy, znaczy nie wiem ile oni mają, ale ona wygląda na jakieś
szesnaście-siedemnaście, a on na dwadzieścia sześć, albo siedem.
Ale podobno miłość nie wybiera.
-Zwrócił się do
blondynki?
Ona skinęła
głową, odeszli i zaczęli rozmawiać na polu. Widziałam przez
szybę, że to była spokojna rozmowa, a na koniec się przytulili.
-Pewnie znowu są
razem-warknęła Ronnie.
-To nie jest
możliwe-uśmiechnęłam się chytrze.
-Co?
-Co?
-Ale co?
-Ale co, co?
-Udajesz głupią
czy jesteś?
-Jestem-zaśmiałam
się.
Resztę popołudnia
spędziłam na zwiedzaniu. Co było dziwne? Jakaś para nam się
przypatrywała.
Wieczorem
dowiedziałam się o co chodzi.
-Ronnie,
kochanie-do pokoju wszedła Effie w towarzystwie Matt'a.-Zostałaś
adoptowana.
Musiałyśmy
zbierać nasze szczęki z podłogi.
-Ale, ale...-jąkała
się.-Jestem tutaj od zawsze. Piętnaście lat i nikt mnie nie
adoptował..-zaczęła płakać.-Czy to sen?
-Nie...-odpowiedział
opiekun.-Dlaczego płaczesz?
-To zły szczęścia.
Nie dziwię się
jej, że płacze...po tylu latach znaleźć rodzine. Ale co z Sue?
Czy jej wielka miłość zostanie tutaj, a ona wyjedzie?
To skomplikowane.
Kolejny rozdział, jak obiecałam :)
sobota, 30 sierpnia 2014
#3
Słyszałam cichy
szloch, a Ronnie, która była odwrócona do mnie plecami, przez co
mnie nie widziała.
-Co się
stało?-spytałam.
Nie usłyszała
mnie, gdyż(co dopiero teraz zauważyłam) ma słuchawki na uszach.
Żeby wiedziała o mojej obecności podeszłam do niej i położyłam
rękę na jej ramieniu. Wystraszyła się, popatrzyła na mnie i
wyłączyła muzykę.
-Co się
stało?-powtórzyłam pytanie.-Tylko nie odpowiadaj „nic”, bo
nikt nie płacze od tak.
-Sue się
stała-nowe łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
Machnęłam ręką,
aby mówiła dalej i zaczęła mówić, co chwilę siąkając.
-Podoba mi się
Sue, ale ona ma chłopaka. Wiem to dziwne. Pewnie uznasz mnie teraz
za jakieś dziwadło, ale ja naprawdę wole dziewczyny i wiem też,
że nigdy nie będziemy razem.wybuchła jeszcze większym
płaczem.-Jeśli masz coś teraz do mnie to możesz znaleźć sobie
inny pokój-wychrypiała.
Od razu zaczęłam
zaprzeczać.
-Co? Nie! Ja nie
mam nic do osób homoseksualnych. Dla mnie to nic nie znaczy. Miłość
to miłość.
Podniosła na mnie
wzrok i się uśmiechnęła.
-Dziękuje-przytuliła
mnie.-Tylko nikomu nie mów o mojej orientacji. Na razie wiesz ty i
Effie. Nie chce żeby to wyszło poza naszą trojkę.
-Dobrze.
Siedziałyśmy w
ciszy. Zastanawiałam się nad uczuciami Ronnie. Może Sue jest
biseksualna? Może jeszcze będą razem? A może to tylko taki czas w
jej życiu? Sama nie wiem.
Ten moment
przerwała nam trzecia współlokatorka. Wbiegła do pokoju i
zapłakana, rzuciła się na łóżko.
-Idź się
ukąp-szepnęłam.-Ja z nią porozmawiam.
Skinęła głową,
a ja podeszłam do blondynki i zadałam to samo pytanie trzeci raz
dzisiaj:
-Co się stało?
-Matt ze mną
zerwał-zapłakała gorzko.-Jestem beznadziejna. A najgorsze jest to,
że w ogóle go nie kochałam! Nie podobał mi się. A i tak się
przejmuje.
-Wróć...co?-zdziwiłam
się.-Jak to go nie kochałaś? To po co z nim byłaś?
-Ja nie wiem! Nie
miałam serca mu odmówić, był moim najlepszym przyjacielem, a
potem nie chciałam kończyć tej znajomości, więc się zgodziłam.
To było logiczne, że jak się nie zgodzę to będzie inaczej-pod
sam koniec głos znowu się jej załamał.
-A podobają ci się
chociaż chłopcy?-uniosłam brew do góry.-Czy raczej gustujesz w
dziewczynach?-przygryzłam wargę, ale sekundę później
przypomniałam sobie, że miałam przestać.
-Nie
wiem-szepnęła.-I to, i to. Ja chyba jestem bi.
-A podoba ci się
jakaś dziewczyna?
Serce mi zamarło
przy oczekiwaniu na odpowiedz. Gdy odpowiedziała, że nie, wcale mi
nie ulżyło. Gdyby była zakochana w Ronnie byłoby łatwiej.
Mogłabym je razem umówić czy coś, a potem nie wiem. Spawa jakoś
by się toczyła dalej. Ale skoro Sue nie ma nikogo na oku to też
jest łatwo.
-Dobrze-wstałam z
jej łóżka.-Idź już spać-przykrywam ją kołdrą.-Dobranoc.
-Branoc.
Poszłam do swojego
łóżka, kładę się i zamykam oczy.
Zmęczona
wydarzeniami z dzisiejszego dnia i nowinami po prostu zasypiam.
Nawet nie mam czasu
pomyśleć o rodzinie. Rzadko mi się to zdarza, zawsze poświęcam
im kilka minut. Szkoda, że zawsze doprowadza mnie to do płaczu. Już
nawet nie chodzi o mnie i szramę, tylko o to, że za nimi tęsknie,
brakuje mi ich.
Mojego wkurzającego
brata Dean'a, mamy, która co chwilę mnie poucza, taty z którym
zawsze mogłam pogadać.
Dopiero teraz
widzę, że oni to wszystko robili dla mojego dobra...
Przez całą noc
meczą mnie koszmary. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę się wybudzić.
Ten jest bardzo krótki, więc jutro dodam #4 :)
I tak przy okazji to zapraszam na: http://pure-luke-hemmings.blogspot.com/#_=_ (umrzecie czytając to XD ten blog jest zajebisty <3) oraz http://clifford-fanfiction.blogspot.com/
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
#2
Wyszłam z samolotu
zasapana. Pani opiekunka kazała mi do siebie mówić Effie. Chyba ją polubię i zacznę się do niej odzywać. Ale ona mówi, że rozumie
moje milczenie i szok.
Dojechałyśmy do
sierocińca w około piętnaście minut. Mój sen wystraszył mnie
jak cholera. A co jeśli naprawdę mnie tam nie polubią? Albo od
razu znienawidzą? Nie zaakceptują? Będę wyrzutkiem ich
społeczeństwa?
-Effie-szepnęłam.
Kobieta szybko się
do mnie odwróciła. Jest pewnie zdziwiona, ze się odzywam.
-Boję się tam
wejść-przyznałam ze wstydem.
-Nie masz do tego
powodu. Ludzie są bardzo mili. Wpasujesz się.
Drzwi nie są takie
duże jak we śnie, a w środku panuje cisza. Kompletna i paniczna
cisza.
-Zaprowadzę cię
do pokoju, tam poznasz Ronnie i Sue.
Gdy szłyśmy nasze
kroki roznosiły się echem.
-Sue?-spytałam o
osobę, której imię zostało wcześniej wymienione.
-Tak-Effie
przytaknęła.-Będziecie razem mieszkać. Nie mówiłam ci?
-Nie, powiedziałaś
mi tylko o Ronnie.
-Aha...zaraz obie
poznasz
Stanęłyśmy przed
pokojem z numerem sześć.
-Ronnie,
Sue-zapukałyśmy.-Możemy wejść?
Przez chwilę była
cisza, ale potem usłyszałam szemranie rzeczy. Chwilę później w
drzwiach pojawiła się dziewczyna z czerwonymi włosami i w
sukience.
Tak, ona ma
czerwone włosy!
-Cześć
Effie-przywitała się.-Ty jesteś Chanel?-pisnęła, gdy mnie
zobaczyła.
-Jest trochę
nieśmiała-brunetka poklepała mnie po plecach.
Posłałam obu
uśmiech i spuściłam głowę.
-Wejdźcie-usłyszałam
inny dziewczęcy głos.
Przede mną stały
teraz dwie śliczne dziewczyny. Jedna z czerwonymi włosami,
brązowymi oczami, a druga blondynka o niebieskich oczach. Obie mają
typową urodę, chociaż coś je wyróżnia.
Są inne.
Weszłyśmy do
pokoju o średniej wielkości, ze ścianami pomalowanymi na
fioletowo, trzeba łóżkami i szafami, jednym biurkiem i krzesłem.
Farba nieco odchodziło, a sufit zbrudził się na tyle, że teraz
jest szary. Jak oni do cholery zbrudzili sufit?! Mam nadzieję, że
to jest jedyna dziwna rzecz tutaj.
-To ja was
zostawię-ciemnooka opuściła pomieszczenie.
Co? Nie! Nie
zostawiaj mnie!
-A więc-cisze
przerwała blondynka.-Jestem Sue, a to Ronnie. Miło nam cię poznać.
Chyba czas
przełamać pierwsze lody.
-Jestem Chanel, ale
to już wiecie. Będziemy razem mieszkać prze jakiś czas, ale to
też wiecie. Nie wiem czy macie jakieś pytania do mnie to zapraszam.
To była największa
ilość słów jaką wypowiedziałam od wyprowadzki z New York.
Aż im szczęki
opadły.
-Masz śliczne
imię-pochwaliła Sue.
Wtedy tak jakby
Ronnie przygasła.
-Ja już pójdę,
bo umówiłam się z Matt'em. Więc przepraszam-wyminęła mnie.-Pa.
Nie wiedziałam co
powiedzieć, czerwonowłosa też.
-No i nastała
niezręczna cisza-zażartowałam.
Dziewczyna zaśmiała
się z mojego żartu.
-Jest już dość
późno, jeśli nie chce czekać w długiej kolejce do łazienki to
polecam już iść się kąpać-zaczęła zbierać jakieś rzeczy z
ziemi.-I przepraszam za ten bałagan.
-Jest ok-wymusiłam
uśmiech.-Gdzie są łazienki?
-Prosto korytarzem
i są oznaczone.
Wyciągnęłam
pidżamę i inne rzeczy aby się ukąpać.
Nie będę ukrywać,
że jestem dość skrępowana całą tą sytuacją. Tutaj jest trochę
dziwnie.
Po wykonaniu
wszystkich czynności, cicho przeszłam do naszego pokoju. Drzwi nie
wydały żadnego dźwięku, gdy je otworzyłam.
To co zobaczyłam w
środku zaskoczyło mnie.
Wiem rozdział miał być w sobotę, ale uznałam, że dodam już dzisiaj :) Jeśli będzie 4 komentarze to dodam rozdział 3 x
środa, 13 sierpnia 2014
#1
Całe życie
mieszkałam na przedmieściach Manhattanu. A teraz muszę opuścić
mój rodzinny dom, bo nie mogę go już tak nazwać. Podobno, że
gdzie rodzina tam i dom, ale ja ja już nie mam domu. Jestem sierotą.
Nic nie wartym dzieckiem, którego nikt nie chce.
Na razie mam
zamieszkać w Domu Dziecka. Tak bardzo się boje. Czego tak właściwie? Tego co zawsze-braku akceptacji. To nie byłby pierwszy raz.
Ból po stracie rodziny słabnie. Zaczęłam już normalnie jeść, pić i zachowywać się. Ktoś mi powiedział, że mogę przez to umrzeć. Ale ja nie chce umierać. Mimo tego całego bólu chce żyć.
Moje odruchy wróciły. Już tylko pozostała pustka w moim sercu. Ale nie płacze już tak dużo. Zachowuję się normalnie. Normalnie, albo przynajmniej w połowie. Nie mogę się pogodzić z okropną szramą, ale wygląd to tylko...wygląd. Nic takiego. Uroda i tak przeminie. Ale to co w duszy pozostanie na zawsze.
Ból po stracie rodziny słabnie. Zaczęłam już normalnie jeść, pić i zachowywać się. Ktoś mi powiedział, że mogę przez to umrzeć. Ale ja nie chce umierać. Mimo tego całego bólu chce żyć.
Moje odruchy wróciły. Już tylko pozostała pustka w moim sercu. Ale nie płacze już tak dużo. Zachowuję się normalnie. Normalnie, albo przynajmniej w połowie. Nie mogę się pogodzić z okropną szramą, ale wygląd to tylko...wygląd. Nic takiego. Uroda i tak przeminie. Ale to co w duszy pozostanie na zawsze.
-Gotowa?-jedna z
opiekunek pomogła mi wziąć jedną z dwóch moich walizek.-To
trochę daleko, ale raczej nie masz problemów lokomocyjnych?-posłała
mi uśmiech.
Nie odezwałam się
ani słowem. Chciałam się pożegnać z New York w ciszy. Tak po
prostu milczeć.
Co czułam? To samo
co co od kilku tygodni. Moja głowa wydaje się być pełna myśli,
ale tak naprawdę to nie mam o czym myśleć. Noce nieprzespane dały mi mnóstwo czasu do myślenia. Wydaje mi się, że przez to wszystko popadam w coś w rodzaju depresji...a może tylko mi się wydaje.
Droga dłużyła mi
się niemiłosiernie. Cały czas słuchałam piosenek na mojej małej
MP3.
Pani opiekunka
opowiadała mi jak jest w domu dziecka, powiedziała, że będę
miała pokój z Ronnie.
Zasnęłam.
-Chanel-ktoś
zaczął mnie delikatnie szturchać w ramie.-Jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam oczy.
Zobaczyłam jakąś kobietę. Dopiero teraz przypomniałam sobie co
się stało. Od razu posmutniałam. A liczyłam, że to tylko moja
wyobraźnia. Jednak naprawdę mam teraz zamieszkać w Domu
Dziecka...z daleka od Manhattanu.
Szybko odtworzyłam
w głowie to co sobie obiecałam.
Będę silna, nikt
nie może mnie zniszczyć.
Gdy byłyśmy na
miejscu dowiedziałam się o innych rzeczach, które zostały
pominięte.
Na przykład to, że
moje „więzienie”jest ogromne, a za nim dzieci biegają po świeżo
skoszonej trawie. Cały budynek jest szary, w oknach zasłony, a całe to...wszystko wydaje się strasznie smutne.
-Proszę-kobieta
otworzyła drzwi razy większe od niej.
Ze środka było
słychać płacz dzieci. Gdy postawiłam pierwszy krok wszystkie pary
oczu zwróciły się na mnie.
Czuję się bardzo
skrępowana tą sytuacją. Co ja takiego zrobiłam? No tak. Jestem tą
„nową”. Dziwoląg. Niechciana w ich towarzystwie.
-Moi drodzy!-głos
tek kobiety, którą zobaczyłam gdy się obudziłam rozniósł się
po całym budynku.-To jest Chanel Brooks, nasza nowa domowniczka.
Czy ja mam się
teraz odezwać? Powiedzieć coś? Chyba jestem zbyt nieśmiała na taki krok. Przecież tutaj jest około pięćdziesiąt osób.Dalej Chan, dasz rade.
-Hej-przywitałam
się cicho.
Nagle w sali
rozległo się szeptanie.
Wyłapywałam
niektóre słowa...czasami zdania.
-Ale ona nie...
Ale ja nie, co?!
Nie usłyszałam co
dalej, bo już słyszałam kolejne:
-Widziałeś jej...
Moje co?!
-Żałosna...
Szepty przerodziły
się w krzyk.
Mój krzyk.
-Kochanie-znowu
ktoś zaczął mnie szturchać.-Chyba miałaś zły sen.
Przytaknęłam
powoli głową i popatrzyłam na panoramę za oknem.
To nie jest
pierwszy raz kiedy lecę samolotem, ale zawsze mnie to zachwyca.
Widok jest piękny. Te największe budynki i najbardziej kolorowe najlepiej widać.
Głos stewardessy
oznajmia, ze jesteśmy na miejscu.
Witamy w Australii.
_________________
Witam na moim blogu :)
Wczoraj(albo raczej dzisiaj w nocy) dodałam prolog, więc teraz postanowiłam dodać już 1 rozdział. Wiem, że są dość krótkie, ale staram się jak najbardziej je przedłużyć. Później będą dłuższe, jednak teraz to dopiero początek :)
Jeśli macie jakieś pytania, hejty, chcecie wyrazić swoją opinie i inne to zapraszam na aska poświęconego Scar lub mojego Twittera
Ja nie gryzę :D
Mam nadzieję, że chociaż trochę zainteresowała was ta historia!
See u soon x
Doni :)
Witam na moim blogu :)
Wczoraj(albo raczej dzisiaj w nocy) dodałam prolog, więc teraz postanowiłam dodać już 1 rozdział. Wiem, że są dość krótkie, ale staram się jak najbardziej je przedłużyć. Później będą dłuższe, jednak teraz to dopiero początek :)
Jeśli macie jakieś pytania, hejty, chcecie wyrazić swoją opinie i inne to zapraszam na aska poświęconego Scar lub mojego Twittera
Ja nie gryzę :D
Mam nadzieję, że chociaż trochę zainteresowała was ta historia!
See u soon x
Doni :)
wtorek, 12 sierpnia 2014
Prolog
Było już późno w nocy. Pewna
rodzina wracała z wakacji.
Pogoda niezbyt im sprzyjała. Była
burza, z piorunami.
-Puść mnie-warknęła starsza
dziewczyna.
Było już bardzo zirytowana
zachowaniem swojego trzynastoletniego brata. Miała go dość cały
czas uprzykrzał jej życie, a ona nie mogła go już znieść.
Z przodu za kierownicą siedział
ich tata, który był zmęczony, jednak nie chciał prosić
żony aby to ona prowadziła,gdyż wiedział, że nie może się
przemęczać, zważywszy na jej siódmy miesiąc ciąży. Ona prosiła
aby jednak pozwolił jej prowadzić, co tylko doprowadziło do ich
kłótni.
Po chwili dzieci zaczęły się ze
sobą kłócić o jakiś błahy temat. Chłopiec po prostu się
nudził, a dziewczyna chciała aby brat ją zostawił, chciała w
spokoju posłuchać muzyki.
-Ale ty jesteś żałosny-warknęła.
-A ty idiotyczna.
-Debil.
-Tapiciara.
-Odszczekaj o gówniarzu!
W tym momencie kobieta odwróciła
się do nich i krzyknęła:
-Przestańcie się kłócić. Czy
chociaż na chwilę nie może być ciszy!?
I wtedy krzycząc, zwinęła się z
bólu, co odwróciło uwagę jej męża od drogi.
-Kochanie-chwycił jej rękę.
Na ich nieszczęście z naprzeciwka
nadjechało BMW, którego kierowca był pod wpływem alkoholu.
Auta zderzyły się. Rodzice i
pijany kierowca umarli na miejscu.
Chłopak w ciężkim stanie wraz z
siostrą trafił do szpitala.
I wtedy zerwała się wiatr, a
wszystkie głosy ucichły.
Pozostała pustka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)